Bułki na jogurcie
Mój Tomasz rozpoczął studia. W Toruniu. Trochę to daleko z uwagi na fakt, że mieszkamy w Zielonej Górze… Co tydzień (nieraz co dwa) jeździ ponad 4 godziny w jedną stronę. Żeby mu ten czas umilić, nieraz jadę z nim, a nieraz puszczam go samego, bo może sobie wówczas w spokoju słuchać swojego Pearl Jam’a:-) A ponieważ nie chcę, aby mój student-piernik;p nie był głodny, postanowiłam upiec mu na dzisiejszy wyjazd bułeczki.
(Po raz pierwszy zrobiłam je parę dni temu, ale że zrobiłam jakieś tam drobne błędy i bułki wyszły trochę kanciaste, postanowiłam się poprawić, i teraz mogę już otworzyć swoją piekarnię!!!)
Składniki:
- 500 g mąki wrocławskiej + 2 łyżki mąki pod koniec zagniatania, żeby ciasto się mniej kleiło
- 1 łyżka cukru
- 1,5 łyżeczki soli
- 14 g świeżych drożdży
- 200 g jogurtu naturalnego
- 120 ml mleka
- 1 jajko do ciasta i 1 jajko do posmarowania
- 60 g masła
- ziarna sezamu do posypania
Wszystkie składniki muszą być w temperaturze pokojowej!!!!!!
Do małego garnuszka wlewamy trochę ciepłego mleka, dosypujemy mąki i wkruszamy drożdże. Całość delikatnie mieszamy i odstawiamy na pół godziny obok ciepłego kaloryfera.
Mokre składniki dajemy do jednej miski i miksujemy na wolnych obrotach. Stopniowo dodajemy pokrojone w kostkę masło, cukier, sól i wyrośnięte drożdże. Następnie dodajemy powoli mąkę. Całość zagniatamy. Pod koniec zagniatania można dosypać trochę mąki, żeby zminimalizować klejenie się ciasta. Mi wystarczyły 2 łyżki. Gotowe ciasto przykrywamy ściereczką i stawiamy na ciepłym kaloryferze na około 1,5 godziny. (Można w tym czasie wciągnąć jakiś ciepły, rodzinny film:-)
Z wyrośniętego ciasta formujemy kulki. Moje ciasto trochę się w dalszym ciągu kleiło, ale z uwagi na to, że nie chciałam dodawać za dużo mąki, oprószyłam sobie nią tylko ręce i kulki wychodziły idealne! Bułki położyłam na papierze do pieczenia (znowu obok kaloryfera), przykryte ściereczką na jakieś pół godziny.
Po wyrośnięciu bułek posmarowałam je rozbełtanym jajkiem i posypałam sezamem (łyżka lub dwie na bułkę; im więcej tym lepiej) i wsadziłam do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni z termoobiegiem na 25 minut.
Po wyjęciu z piekarnika trzeba je trochę ostudzić. Bułeczki sa mięciutkie w środku i mają delikatną, chrupiącą skórkę. Wyszło nam 9 buł ( 5 zabrał Tomek, 1 zjadłam na kolację, 1 na śniadanie, a 2 zostały dla teściowej, która dzisiaj przychodzi:-)
Przepis pochodzi z najsmaczniejszej strony pod słońcem!
Kasia
student piernik baaaaaardzo dziekuje, prosto z Torunia 🙂
Byłam dzisiaj zaproszona do Kasi na wieczór. I oczywiście była niespodzianka. Nowy nabytek. Super robot kuchenny,Musiałyśmy go (ten sprzęt oczywiście) wypróbować. No i zaczęło się. W planie były bułeczki. 3 rodzaje. Z makiem, słonecznikiem i sezamem. Sprzęt sam wymieszał ciasto, które później rosło w ciepełku półtorej godzinki (Baaaardzo długo:-) No i po tym czasie zaczęła się część artystyczna, czyli lepienie z tego czegoś co było w misce bułeczek. Wielka sztuka! Ale dałyśmy radę! Bułeczki wylądowały na blaszkach i znowu trzeba było czekać baaaardzo długo, aż wyrosną. No i stało się. Pozostało tylko upieczenie ich w piekarniku. Po pół godzinie bułeczki piękne, rumiane, dorodne wylądowały na talerzu. Chciałam się do nich dobrać od razu, ale Kasieńka zaczęła je fotografować i nie dala ich ruszyć:-) Nareszcie nadejszła wiełkopomna chwiła- bułeczki wylądowały w ustach. I co tu będę mówić? To trzeba by było poczuć kubkami smakowymi, żeby wiedzieć jaka to była rozkosz! PYCHOTA!
Najwspanialsze, najsmaczniejsze bułkeczki jakie w życiu jadłam 🙂
Dziękuję za smaczne rozpoczęcie dnia 🙂
a ja bym chętnie przyszła do tej Twojej piekarni!
zapraszam!!!!