Paszteciki z łososiem
Zbliżamy się do nieuniknionego.
Jutro ostatni dzień ferii:-(
Będzie bolało.
Generalnie nie ma jednak co narzekać, bo ferie były całkiem spoko. Jedyne w swoim rodzaju. Całe dwa tygodnie siedzieliśmy w domu, za wyjątkiem krótkiego pobytu w Toruniu i u rodziców.
Nie wydarzyło się jednak nic godnego opisania na Dupie.
Wstawaliśmy raz wcześnie, raz późno. Na śniadania zjadaliśmy resztki z poprzedniego dnia… Był też taki dzień, w którym musieliśmy zjeść wszystko z lodówki i zamrażarki, bo zrobiliśmy sobie Kuchenne Rewolucje i trza ją było porządnie rozlodzić. Z mrożonek zrobiliśmy wówczas zupę krem z dyni, a dzisiaj będziemy robić pierogi ze szpinakiem i ricottą. Oprócz szpinaku i dyni nie mieliśmy nic konkretnego w lodówce (resztki farszu ze świątecznych uszek nie liczę:-)
Generalnie każdy dzień był do siebie podobny. Komputer, telewizor i piekarnik chodziły na pełnych obrotach. Jak nie oglądałam programów kulinarnych, to szukałam ciekawych przepisów w internecie i tak w kółko. Aż w końcu wczoraj powiedziałam „DOŚĆ”. Mam już DOŚĆ patrzenia na jedzenie!” Po czym Tomek dodał: „hmm.. zjadłbym pizzę„. No i zrobiliśmy. W końcu była pora kolacji. Eh;p
Jeśli chodzi o imprezy…No.. Było kilka skromnych, ale godną zapamiętania jest ta, która odbyła się w ostatki. Był wtorek. Szykując się na balety, włączyliśmy sobie na chwilę muzykę na kompie. A tu nagle o godzinie 21.31, dzwoni sąsiad kochany, że mamy natychmiast ściszyć tą muzykę, bo im przeszkadzamy w kontemplowaniu ciszy. No ja pierdzielę!!!!! (Po tym telefonie zaczęliśmy się powoli zastanawiać nad kupnem domku. Gdzieś daleko. Gdzie nie ma sąsiadów). Wyszlismy wkurzeni z domu, spotkaliśmy się ze znajomymi, włazimy do baru (i tu chciałabym przypomnieć, że Zielona Góra jest miastem studenckim), a tu 4 osoby!!!!!!!!! I co z tego, że fajne rockowe hiciory leciały, jak ludu nie było!!!!! Wyszliśmy. Poszliśmy do innej ‚popularnej’ u nas knajpy. Było 20 osób. Ubaw po pachy;p Imprezę zakończyliśmy w Mc Donaldzie.
I jakby nie patrzeć, rozleniwiliśmy się nieco. No dobra… bardziej niż nieco. Ten przepis zrobiłam jakiś miesiąc temu i jakoś nie miałam weny, żeby go jakoś ładnie tu wkomponować. Teraz nadeszło jego 5 minut:-) Paszteciki są najlepsze na spotkanie ze znajomymi lub wieczorną przegryzkę.
Składniki:
- opakowanie ciasta francuskiego
- 200 g plastrów wędzonego łososia (ale im więcej tym lepiej)
- 200 g twarożku
- 3 łyżki śmietany 18%
- sok wyciśnięty z połowy cytryny
- roztrzepane jajo
- 1 łyżka ostrej musztardy
- suszone zioła: bazylia, estragon
- sól, pieprz
Ciasto rozwałkować i podzielić na kwadraty. Rozgrzać piekarnik do 200 stopni.
Twarożek, sok z cytryny, śmietanę i musztardę zmiksować w blenderze, doprawić solą i pieprzem.
Na każdy kwadrat układać po kawałku łososia i odrobinę sosu. Brzegi kwadratów smyrnąć jajkiem, co by się trzymało. Kwadraty z farszem złożyć na pół i zlepić.
Piec przez około 13 minut, do zrumienienia.
Podawać z sosem.
Przepis pochodzi z książki „Kuchnia polska. 1000 przepisów”
Kasia
łososia uwielbiam, ciasto francuskie …muszą być pysznie kremowe 🙂
Jak ja lubię połączenie ciasta francuskiego i łososia, pycha!